Creme de la Mer to kosmetyk, który już dawno temu okrzyknięto kultowym i który ma spore grono fanów na całym świecie. Co jest w nim tak wyjątkowego, że trzeba zapłacić aż 1240 zł za 60 ml? Czy rzeczywiście może zdziałać cuda?
Jakiś czas temu wzięłam udział w spotkaniu z marką La Mer, gdzie dowiedziałam się sporo interesujących informacji o kremie Creme de la Mer. Postanowiłam sumiennie go przetestować i używałam przez ponad 40 dni w pielęgnacji wieczornej. Czasem używałam go też w pielęgnacji porannej, ale zamiennie z innym kremem nawilżającym o prostym składzie. O działaniu i efektach stosowania dowiecie się więcej z poniższego vloga.
Krem co do zasady nie różni się znacząco składem od innych kremów, które kupujecie w drogeriach. Chodzi tylko – albo aż – o jeden składnik The Miracle Broth, którego nie znajdziecie w żadnym z innych kremów.
To ekstrakt z listownic (alg), który łączy się z wapniem, magnezem, potasem, żelazem, lecytyną, witaminami C, E, B12 oraz z olejkami – z cytrusów, eukaliptusa, kiełków pszenicy, lucerny i słonecznika – a następnie poddaje trwającemu trzy miesiące procesowi biofermentacji. I ten składnik jest kluczowym w tym kremie.
Na aktualny stan mojej cery wpływa też kilka innych „działań”, o których wspomniałam we vlogu. A jeśli chcecie być na bieżąco z moimi vlogami, najlepiej zasubskrybujcie mój kanał, bo wkrótce pojawi się tam sporo nowych, ciekawych filmów.