W przeciwieństwie do większości z Was, Sylwester to dla mnie żadna szczególna przyjemność czy powód do radości. To dzień, kiedy TRZEBA gdzieś wyjść, bo wszyscy idą na bale, więc siedzieć w domu w taką noc to grzech.
2 lata temu na poprzednim blogu, Dziewczyny Nie Płaczą napisałam o powodach, dla których Sylwester to dla mnie istna męczarnia i w moim przypadku wciąż ten tekst jest aktualny. Odrobinę go zmodyfikowałam, ale wciąż nie lubię tej presji szukania sukienki, loków, koków, brokatów i całego zamieszania. Dlatego przedstawiam 10 powodów, dla których ostatni dzień roku wcale nie należy dla mnie do najprzyjemniejszych.
1. Ach ta sukienka!
Musi być nowa. Z zeszłego roku to już nie to samo. Ale z drugiej strony, jak kupisz najnowszy egzemplarz z sieciówki, to jest duże prawdopodobieństwo, że trzy inne dziewczyny też w takiej wystąpią. Od projektanta za drogo jak na jeden raz. Ma być seksownie, ale ma też zakryć niedoskonałości. Pokazać nogi, ale nie pupę. Cekinowa, ale nie tandetna. Umówmy się, to nie jest prosta sprawa, a mąż naturalnie nie widzi problemu.
2. Ach te rajstopy!
Nie cierpię rajstop, mam traumę z dzieciństwa, kiedy to mama podciągała mi je pod samą brodę. Pończochy, tak, chętnie, seksownie, ponętnie itd, ale uwierzcie mi, że pęcherz rzecz nadrzędna i dylemat gotowy.
3. Ach ten makijaż!
Zazdroszczę wszystkim dziewczynom, które potrafią wyczarować każdy makijaż w kilka chwil. Ja potrafię tylko kreskę nad okiem i tu moje umiejętności się kończą. Brokaty, eyelinery, doklejane rzęsy – niestety nie potrafię i chyba też nie do końca chcę…
4. Wymarsz z domu!
Tylko gdzie? Bal, potańcówka, prywatka? Imprezka w klimacie disco? Sylwester tematyczny czy może z resztą mieszkańców pomarznąć na jakimś placu? Na samą myśl już mi się odechciewa.
5. Ach ten alkohol!
Ci, którzy mnie znają, doskonale wiedzą, że kieliszek szampana to chętnie wypiję, przy drugim też się uśmiecham, ale przy trzecim już kręci mi się w głowie, a po czwartym należałoby szukać mnie pod stołem ;) Niektórzy śmieją się, że jestem „ekonomiczna” i chyba jest w tym trochę prawdy. Z alkoholi najbardziej lubię baryłki, bo jest tam czekolada.
6. Byle do północy!
Ile jeszcze zostało? Godzina, dwie? Szczerze, to chyba wolałabym teraz spać! Szczególnie przy małym dziecku wciąż mało mi snu. Zamiast sukienki, cekinów, koronek i szpilek, marzy mi się moje wielkie, wygodne łóżko.
7. Fajerwerki
Bo ja się po prostu ich boję – tego huku albo tego, że znów ktoś rzuci obok mnie petardą. Już raz moja puchowa kamizelka – prezent pod choinkę oberwała i po sylwestrowej petardzie została dziura w nowiuteńkiej kamizelce.
8. Ach te taksówki…
Znacie to? Zamawiam wcześniej, a i tak przyjeżdża z opóźnieniem. A po Sylwestrze, między 1 a 3 w nocy w ogóle można zapomnieć, że takowa się pojawi. Dzwonię raz, drugi, dziesiąty. I nic – zajęte. A jak już w końcu się dodzwonię, to się okazuje, że za 45 minut lub za godzinę mam szansę na taxi, a ja już usypiam na stojąco.
9. Poranne przebudzenie
I gdy już będę chciała dorównać uczestnikom zabawy i wypiję nieszczęsne 4 kieliszki szampana, to rano będzie wiadomo co…
10. Starość nie radość…
Sylwester zawsze mi przypomina, że znów jestem starsza o rok. Co mnie czeka? Nowa zmarszczka czy siwy włos? Obawiam się, że to i to.
Na szczęście w tym roku wpadłam na pewien genialny pomysł i tym razem te powyższe „przyjemności” mnie ominą. A Wam życzę cudownej zabawy sylwestrowej!