Jak ja uwielbiam testować nowe kosmetyki! Za każdym razem liczę, że odkryję jakiś cud – kosmetyk. Czy tym razem trafiłam na coś wyjątkowego?
Niestety, tym razem mam sporo wątpliwości, zresztą zaraz się przekonacie! Na początek pudry mineralne polskiej marki Annabelle, następnie coś dla pięknych brwi, paznokci oraz kompleksowa pielęgnacja skóry i pewien podkład.
Pudry mineralne Annabelle Minerals
Zapewne słyszeliście już o marce Annabelle Minerals. Ja też, ale nie byłam skora do przetestowania tych kosmetyków, bo owszem – lubię pudry mineralne, jednak nie zastępują one w pełni płynnego podkładu i w ostatecznym rozrachunku i tak najpierw sięgam po zwykły podkład. Przynajmniej tak mi się zdawało do momentu, gdy nie zostałam nimi pomalowana przez makijażystkę tej marki. Rzeczywiście, gdy ktoś ma pojęcie o nakładaniu pudrów mineralnych, można wyczarować niezwykły makijaż.
Wystarczy na oczyszczoną i nawilżoną twarz, kolistymi ruchami od środka twarzy na zewnątrz nakładać ten sypki puder specjalnym pędzlem i już za chwilę można wyglądać jak milion dolarów! Niestety, efektu wykonanego przez profesjonalistkę marki Annabelle, nie udało mi się powtórzyć w domu.
Coś robię nie tak, bo używając jedynie pudru, rozkłada się jakoś nierównomiernie i nie wygląda to dobrze. Dlatego najpierw nakładam zwykły podkład, a potem delikatnie obsypuję twarz pudrem mineralnym (kolor Golden Medium) tak jak zwykłym pudrem i wtedy efekt jest zadowalający. Do wyboru są 3 opcje: puder rozświetlający, matujący lub kryjący – ja zdecydowałam się na matujący. Oczywiście każda z opcji liczy kilka odcieni do wyboru, więc jest w czym wybierać. Jednak w kwestii różu, byłam nieugięta – wolę mój sprawdzony róż w kamieniu Sisley. Podsumowując: w przypadku pudrów Annabelle, trzeba ich po prostu wypróbować samemu, by mieć własną opinię, a ponieważ kosztują naprawdę niewiele (34,90zł), warto się skusić, pamiętając jednak, by kupić odpowiednie pędzle, bo bez nich nie ma szans na dobry makijaż.
Konturówka do brwi w żelu AMC Inglot
Do tej pory byłam przekonana, że paletka do brwi marki Kobo jest moim największym odkryciem. Już nie, bo spróbowałam konturówki do brwi w żelu marki Inglot i absolutnie pokochałam ją miłością natychmiastową! Dlaczego?
Bo z jej pomocą mogę namalować nieco grubsze brwi, a nadal wyglądają one naturalnie!
Mam idealnie dobrany kolor – nr 12, ale ogromną wagę odgrywa też specjalny pędzelek do brwi kupiony przeze mnie również w Inglocie (31T). Całość – żelowa konturówka (37 zł) i pędzelek (35 zł) to koszt 72 zł, ale konturówka jest bardzo wydajna i tak też należy jej używać – dosłownie tylko odrobinę nałożyć na pędzelek. Absolutnie polecam ten kosmetyk, choć teraz zaczęłam zastanawiać się, czy nie ma jeszcze lepszych preparatów do brwi na rynku kosmetycznym. Jedyny minus daję za problem z demakijażem tej żelowej konturówki. Wiem jedno, na pewno nie wrócę już do kosmetyków do brwi w kamieniu. Na razie ta konturówka Inglota to mój faworyt. Do tego zestawu na pewno będzie pomocna szczoteczka do brwi tej samej marki, numer 14M.
Slow Age Vichy
Mam wrażenie, że w aktualnie popularny trend hygge, wpisuje się Slow Age od Vichy. To pielęgnacja opóźniająca pojawienie się oznak starzenia. Czas zwolnić, zrelaksować się i zadbać kompleksowo o skórę.
Ten preparat jest lekki, świeży, genialnie się wchłania, cudownie pachnie i nieźle nawilża. Nic mu nie brakuje, tylko nie wiem, jak go nazwać?
Serum – być może, krem – raczej nie, a może fluid przeciwzmarszczkowy? Jeśli lubicie produkty Vichy, nazwa jest wam niepotrzebna, bo i tak będziecie chciały go mieć. Zawiera filtr SPF 25 oraz filtr UVA. Polecany także do skóry wrażliwej, do stosowania o poranku. Po aplikacji niemal natychmiast możecie przystąpić do makijażu. Aktualnie stosuję nieco bardziej odżywcze kremy z racji pogody za oknem, ale do tego preparatu wrócę na pewno za 2 miesiące. Cena to około 93 zł za 50 ml.
Kryjący podkład w płynie Arbonne
Szczerze, to nie wiem co napisać o tym podkładzie. Niby łatwo się aplikuje, niby kolor ładnie stapia się ze skórą (Honey Beige), niby trwały, ale gdy rano mam sięgnąć po podkład, wybieram inne sprawdzone marki. Użyłam go kilka razy, nie powinnam narzekać, a jednak… to nie to.
Producent napisał, że skóra po jego użyciu wygląda na bardziej ujędrnioną, a zmarszczki są spłycone – w moim przypadku nic takiego się nie zadziało.
Po jakimś czasie od aplikacji czuję, że skóra jest delikatnie przesuszona/napięta (?), ale może to ten wspomniany efekt ujędrnienia? Jednak nie odradzam – jeśli wasza koleżanka jest konsultantką Arbonne, poproście o próbkę i same sprawdźcie na własnej skórze. Chętnie przeczytam wasze opinie. Bo w końcu kosmetyki Arbonne wytwarzane są i produkowane zgodnie z naturą. Cena podstawowa za podkład to 151 zł za 30 ml. Co do sypkiego pudru – jeszcze wrócę z wyrobioną opinią ;)
Lakier do paznokci Perfect Stay Lycra Astor
Jeśli szukacie idealnej czerwieni do nieskazitelnego manicure, to ten kolor, 303/250 Rojo Passion marki Astor taki właśnie jest!
Na buteleczce jest napisane, że lakier utrzymuje się na paznokciach do 10 dni (!), co w moim wypadku jest niemożliwe, ale na pewno jest lepszy od innych lakierów, czyli 3-4 dni trwałości.
Dla mnie to i tak absolutny sukces, bo moje paznokcie są wciąż w kiepskim stanie – raz jest lepiej, a raz dużo gorzej. Pędzelek jest dosyć gęsty i szeroki, więc aplikacja jest łatwa. Wystarczy nawet jedna warstwa. Wśród drogeryjnych marek to jak na razie mój faworyt, ale dodatkowe plusy zdobywa przede wszystkim za ten soczysty kolor jak z reklamy. Kosztuje około 20 zł. Moje zdjęcie nie oddaje piękna tej czerwieni – sprawdźcie kolor np. w drogerii Rossmann.