Rola z kontynuacją? Kogo zagram? Pielęgniarkę? Ale ja nie mam doświadczenia! Nic nie szkodzi? Czyli nie będę musiała robić zastrzyków w pupę?
Jak ja uwielbiam odbierać takie telefony! Nie ma nic lepszego niż rola z kontynuacją, bo to oznacza, że na dłużej pojawię się na planie. Tym razem trafiłam na plan „Barw szczęścia”. Oczywiście z podekscytowania nie mogłam zasnąć, co dało się zauważyć następnego dnia rano, zanim zostałam pomalowana.
Na szczęście makijaż zrobił swoje, bo choć okazał się delikatny – wręcz niewidoczny – to w kamerze nie było widać moich urodowych niedociągnięć, czytaj: worków pod oczami sięgających do pasa. Do tego grzeczny kucyk i szybki skok w strój pielęgniarki. „Leży jak ulał” – zachwyca się pani od kostiumów.
Patrzę w lustro i oczom nie wierzę – rzeczywiście wyglądam jak pielęgniarka i nie chodzi tu o strój pielęgniarki z filmów dla dorosłych, ale o PRAWDZIWY strój prawdziwej pielęgniarki!
Biegnę na plan do jednego z warszawskich szpitali, a raczej delikatnie tuptam, żeby nie utknąć w błocie i nie pobrudzić moich nieskazitelnie białych spodni, witam się z kierownikiem planu, który poznaje mnie z dwójką głównych bohaterów. Mamy do odegrania jedną wspólną, bardzo krótką scenę. Zawsze na początku trochę się stresuję, czy ekipa z reżyserem okażą się być cierpliwi i wyrozumiali, czy może będą rozstawiać epizodystów i statystów po kątach. Ale to nie czas na sentymenty. Pokrótce omawiamy scenę z reżyserem, szybkie poprawki i ustawiamy się na planie na pierwszych pozycjach.
Cisza na planie! Kamera! Akcja!
Pielęgniarka wychodzi z pokoju, szybkim krokiem przemierza korytarz.
– Czy już coś wiadomo? – pyta główny bohater.
– Trzeba czekać – odpowiada pielęgniarka, czyli ja i idę dalej.
Stop. Bardzo dobrze. Na pierwsze pozycje, powtarzamy, kamera, akcja!
– Czy już coś wiadomo? – pyta główny bohater.
– Trzebaaa… czekać – odpowiada pielęgniarka, czyli ja, idę dalej i czuję jak na całej twarzy robię się czerwona jak burak.
No tak, z tego jestem znana – pewne rzeczy robię za szybko, bo tak BARDZO chcę żeby mi wyszło, że… nie wychodzi i potem są tego efekty. Za szybko wyszłam z pokoju na korytarz, poślizgnęłam się w nowych pielęgniarskich butach i prawie uderzyłam nosem w ścianę! Ekipa zamarła, słyszałam jak dusili się ze śmiechu, ale twardo dokończyliśmy scenę. Brawo, Suzy, brawo, to mogło przytrafić się tylko tobie…
Po podklejeniu butów antypoślizgową taśmą powtórzyliśmy wszystko jeszcze 2 razy w bliższym planie i za chwilę byłam wolna. Grzecznie się żegnam, idę do windy, żeby wyjść ze szpitala i dostać się do autobusu, który służy za tymczasową przebieralnię dla aktorów. W głowie mam tylko mój efektowny poślizg i wrażenie, że chyba nie zaproszą już takiej ciamajdy na plan, kiedy niespodziewanie zaczepia mnie pewna starsza pani:
– Przepraszam, czy siostra wie, gdzie spotkam doktora N.?
– Nie, ja tu tylko gram – odpowiadam z niepewnym uśmiechem – A pani zdaniem wyglądam jak prawdziwa pielęgniarka? – pytam poprawiając mój pielęgniarski uniform.
– Bynajmniej – odpowiada starsza pani i widzę, że z niepewną miną wycofuje się i ucieka.
Okazuje się, że mój poślizg był na tyle „efektowny”, że na plan zdjęciowy zostałam zaproszona jeszcze kilka razy. Nie jestem pewna, czy w pierwszym z odcinków nie pojawię się jedynie na 1,5 sekundy, ale już w kolejnych zagrałam odrobinę więcej, bo oprócz szybkich przebieżek po szpitalnym korytarzu będę pobierała krew (na niby!), informowała o stanie zdrowia dziecka, pocieszała, że wszystko będzie dobrze i zajmowała się małą pacjentką. Zapraszam do oglądania serialu „Barwy szczęścia”, szczególnie od 1299. odcinka oraz na mój profil na Facebooku, gdzie będę informować na bieżąco, kiedy będzie można zobaczyć mnie w akcji ;)
Zdjęcia: artrama.pl