Tym razem do napisania tego tekstu natchnęła mnie moja przyjaciółka Ania, która urodziła się tego samego dnia i w tym samym miesiącu co ja.
Znamy się już tyle lat i mamy tyle wspólnego, że czasem myślę, że to moja przybrana siostra. Rozmowa, którą przeprowadziłyśmy podczas naszych słonecznych wakacji, skłoniła mnie do wyjaśnienia Wam pewnej sprawy. Na moim Instagramie od pewnego czasu widnieje dość nietypowy opis:
„Bez doklejanych rzęs, bez doczepianych włosów, bez wytatuowanych brwi, bez tipsów, bez botoksu”
Ten opis jest opisem mojej osoby (może nie do końca, ale o tym za chwilę), ale użyłam go jedynie na Instagramie, bo to właśnie Instagram stał się wylęgarnią dziewczyn o identycznej wręcz urodzie, różniących się jedynie kolorem włosów. Ilość doczepienia, doklejenia, uwypuklenia i nadmuchania sięgnęła takich rozmiarów, że czekam aż to wszystko pęknie, dziewczyny otrząsną się z tych upiększaczy i wszystko wróci do normy. Tylko że ten moment wciąż nie nadchodzi.
Ania zwróciła mi jednak uwagę, że mój opis może urazić dziewczyny, które stosują z rozwagą pewne zabiegi upiększające, bo przecież nie każdy otrzymał od natury duże oczy, długie nogi czy gęste włosy.
Są dziewczyny, które muszą sobie pomóc, by poczuć się lepiej. I ja to doskonale rozumiem, bo przecież wszystko jest dla ludzi, gdy zachowujemy granicę dobrego smaku. Tak więc chciałabym Wam raz jeszcze wyjaśnić, że nie mam nic przeciwko, gdy dziewczyny doczepiają rzęsy, ale dlaczego od razu na jedną rzęsę ma przypadać sześć doklejonych?
Czy nie można zastosować metody 1:1 albo chociaż 1:2, żeby efekt był bardziej naturalny?
Przyznaję się bez bicia, sama czasem proszę wizażystkę o doklejenie rzęs na potrzeby vloga czy sesji zdjęciowej, bo nie ukrywam że oczy na zdjęciach są bardziej wyraźne, zalotne, ale nie podoba mi się, że u innych dziewczyn te rzęsy wręcz kapią od doklejonej ilości. Byłam kiedyś na pewnym pokazie mody, gdzie na pięć dziewczyn, z którymi rozmawiałam aż trzy miały przekrwione, podrażnione oczy od doklejonych rzęs. Piękne, wystylizowane dziewczyny, z markowymi torebkami pod pachą, w ultra drogich szpilkach, w pełnym makijażu i… czerwone, łzawiące oczy. Uwierzcie mi, nie mogłam się skupić na rozmowie, bo wręcz czułam ich ból.
Schody zaczynają się wtedy, gdy po miesiącach, a nawet latach dziewczyny rezygnują ze sztucznych rzęs, zdejmują je, a naturalnych rzęs po prostu brak.
Wtedy zaczyna się pogoń za testowaniem odżywek do rzęs, które wprawdzie świetnie działają, jak się je używa, ale po odstawieniu rzęsy znów zaczynają wypadać i tak kółko się zamyka. Ania zwróciła mi również uwagę, że nie każda dziewczyna ma tak piękne włosy jak ja. Fakt, moje włosy są grube, gęste, zdrowe, długie. Nie muszę ich prostować, a jeśli mam ochotę na fale to wykonam je z łatwością w 15 minut. Uważam jednak, że jeśli ktoś decyduje się na doczepiane włosy to powinny one wyglądać tak, że nikt nie zauważy, że są sztuczne. Nie ma nic bardziej „taniego” niż widok tzw. doczepów. Część włosów do ucha, a część do pasa. Nie oto w tym chodzi. Efekt doczepianych włosów może być zjawiskowy, ale decydując się na taki ruch lepiej jest zainwestować i zrobić to raz a dobrze. Pamiętajcie tylko, że po zdjęciu sztucznych włosów, Wasze naturalne włosy będą osłabione, być może będą wypadać, więc warto dokładnie przemyśleć ten krok.
Co do botoksu, wypełniaczy i innych zabiegów inwazyjnych muszę Wam opowiedzieć swoją historię.
Po narodzinach Marcela wróciłam na plany zdjęciowe do reklam i seriali. To taka moja praca od czasu do czasu, która sprawia mi mnóstwo frajdy i jest niezłym zastrzykiem finansowym. Pamiętam, że kręciłam wtedy reklamę dla pewnej marki i w przerwach sprawdzałam, jak wyglądam w podglądzie. Kręcimy pierwsze ujęcie, drugie, trzecie, podglądamy z reżyserem i klientem, a tam widzę tylko moje głębokie doliny łzowe, wręcz wyżłobienia (po urodzeniu i karmieniu piersią bardzo schudłam i odbiło się też to na mojej twarzy).
Oświetleniowiec dwoi się i troi, kręcimy kolejny raz, ale efekt jest nadal mizerny. Byłam załamana, bo praca na planie reklamy to praca wizerunkiem i lepiej dla wszystkich, gdy twarz wygląda na świeżą i wypoczętą.
Kilka tygodni później na drugim planie zdjęciowym, tym razem do serialu, mam mały epizod mówiony. I znów to samo: widać moje głębokie doliny łzowe, a wizażystka nie potrafi mi pomóc. I to wtedy ktoś mi podpowiedział, że takich dolin łzowych nie usunę już żadnym korektorem, ani 10-godzinnym snem, tylko zabiegiem wstrzyknięcia odrobiny kwasu hialuronowego. Bardzo długo wahałam się, czy powinnam to zrobić, aż w końcu z polecenia trafiłam w ręce specjalistki, która podała odrobinę kwasu w te nieszczęsne wyżłobienia. Efekt był niemal natychmiastowy, a ja odzyskałam świeży wygląd. Nikt nie połapał się, że wykonałam taki zabieg, ale usłyszałam od wielu osób, że świetnie wyglądam. I właśnie na tym polega umiejętne korzystanie z medycyny estetycznej. Dlatego sama nie mam nic przeciwko botoksowi, wypełniaczom, powiększonym ustom dopóki delikatnie pomagamy naturze, nie zmieniając rysów twarzy, a znajomi wciąż rozpoznają nas na ulicy ;)
Zapewne ciekawi was, jak długo utrzymał się efekt promiennego wyglądu mojej twarzy.
Ponieważ piję dużo wody, organizm jest dobrze nawodniony, stąd przez prawie 1,5 roku miałam spokój. Nie wykluczam, że powtórzę ten zabieg za jakiś czas, gdy znów zacznie doskwierać mi ten problem.
Co do brwi: jeśli ich nie macie, bo tak jak ja wyrywałyście je namiętnie w swojej młodości, lepiej jest wykonać je u kogoś kto robi to naprawdę dobrze, choćby był to Wasz najdroższy zabieg upiększający w życiu.
To jest Wasza twarz, będziecie na nią patrzeć co najmniej kilkanaście razy każdego dnia, a przecież brwi to oprawa oczu, więc muszą być nieskazitelne!
Są teraz metody, dzięki którym efekt jest naturalny: metoda włoskowa, piórkowa, ombre. Szczerze to nie znam się na tym, bo sama postanowiłam nie eksperymentować z brwiami i dbać o to co mi z nich pozostało. Jeśli jednak zdecydujecie się na taki krok, popatrzcie najpierw, jak wyglądają Wasze koleżanki, którym udało się uzyskać jak najbardziej naturalny efekt i skorzystajcie z tej samej specjalistki ;)
Co do tipsów: im mówię stanowcze nie, choć jeszcze 12 lat temu nie wyobrażałam sobie moich dłoni bez sztucznych paznokci.
Ale czasy się zmieniły, ja zmądrzałam, preferuję naturalne paznokcie, czasem skuszę się na lakiery hybrydowe i to mi w zupełności wystarcza. Nie ma nic bardziej kobiecego niż czerwony lakier do paznokci na zadbanych dłoniach.
Dlatego na zakończenie proszę Was, nie traktujcie mojego opisu na Instagramie zbyt jednoznacznie, bo ja sama go tak nie traktuję.
Każda dziewczyna ma prawo do upiększenia siebie, tak by czuła się lepiej w swojej skórze. Wszystko jest dla ludzi, także zabiegi medycyny estetycznej, ale błagam, zachowajmy granicę dobrego smaku!
Nie chodzi o to, by te zabiegi nas zmieniły, tylko o to, by dodały nam pewności siebie, pomogły uporać się z naszymi kompleksami. A jeśli chcecie posłuchać więcej co myślę o całym tym instagramowym szale, zajrzyjcie do mnie na mój kanał na YouTube.