Do niedawna w moim kufrze z kosmetykami nie było sypkiego pudru, bo i po co? Byłam pewna, że to zbędny kosmetyk.
Używałam podkładu, bibułek matujących i ewentualnie pudru prasowanego od wielkiego dzwonu. Ale wszystko się zmieniło, gdy kupiłam sypki puder, który został mi polecony i sama postanowiłam go przetestować (recenzja tutaj).
Wtedy pomyślałam, że jeśli tani kosmetyk może tyle zdziałać, to co się stanie, gdy sięgnę po droższy puder sypki, którym zachwyca się tyle wizażystek?
Czy końcowy efekt będzie jeszcze bardziej spektakularny? Postanowiłam spróbować i wybrałam puder sypki Skincolor De La Mer, który obok innej marki – Laury Mercier, zbiera mnóstwo pozytywnych recenzji.
Cały kłopot z pudrem sypkim polega na tym, że nie do końca wiadomo, jak go aplikować.
Sama miałam z tym problem, jednak metodą prób i błędów znalazłam swoje dwa ulubione sposoby. Pierwszy sposób poleciła mi moja kosmetyczka: wysypać odrobinę pudru na dłoń, by ciepło dłoni lekko go rozgrzało i dopiero aplikować na twarz grubym pędzlem.
Przy suchej skórze wystarczy tylko oprószyć (omieść) twarz pudrem, natomiast w moim przypadku, przy skórze mieszanej, lepiej jest wtłaczać puder i stempelkować fragment po fragmencie twarzy.
Drugi sposób odkryłam przypadkiem, po obejrzeniu tutorialu na YouTube: po nałożeniu podkładu beauty blenderem, można użyć blendera ponownie, aplikując puder sypki metodą stempelkową. Beauty blender świetnie się sprawdzi w przypadku każdej cery, z wyjątkiem suchej. Odrobinę produktu wysypuję na wieczko kosmetyku lub na dłoń i też stempluję wtłaczając puder.
Jeśli chodzi o sam produkt La Mer to bez wątpienia jest to produkt luksusowy, który spełnia swoje zadanie w 100%: matuje skórę dając jednocześnie delikatne rozświetlenie.
Po aplikacji, przyglądając się z bliska, skóra mieni się, ale jest to bardzo dyskretny efekt, wręcz minimalny. Produkt jest transparentny, a zapach bardzo delikatny. Skóra pozostaje matowa przez około 4 godziny, co w moim przypadku jest sporym sukcesem.
Ten bardzo drobno zmielony puder świetnie współpracuje zarówno z lekkimi, jak i z ciężkimi podkładami.
Szklane opakowanie, choć dosyć ciężkie, to eleganckie i solidne. Puder La Mer nie wysusza, nie zapycha skóry i nie podkreśla drobnych zmarszczek! Do produktu dołączony jest puszek, który pełni raczej funkcję ozdobną. Warto dokupić gruby pędzel lub spróbować z beauty blenderem.
W porównaniu z tańszym produktem, ten puder dłużej utrzymuje matowość skóry i sprawia, że skóra nabiera delikatnego blasku.
La Mer to marka luksusowa, za którą idzie wysoka jakość, sam produkt jest drogi, ale wart swojej ceny. Za 8 g trzeba zapłacić około 315 zł
Z produktów La Mer miałam okazję testować emulsję do demakijażu, którą można używać na 2 sposoby: na mokro, czyli zmywając twarz wodą i mleczkiem lub standardowo, z pomocą wacików kosmetycznych.
Zmywanie makijażu nie należy do moich ulubionych czynności, ale zawsze się przykładam, a z tą emulsją dużo przyjemniej wykonuje się demakijaż, bo rzeczywiście zmywa równie dobrze jak płyn micelarny, pachnie przyjemnie i po użyciu – o dziwo – nie muszę stosować kremu, bo skóra pozostaje nieściągnięta, wręcz nawilżona.