Właśnie trwa przedświąteczny szał. Pogoń za prezentami, najpiękniejszymi ozdobami na choinkę, kulinarnymi przepisami, żeby w tym roku zaskoczyć rodzinę..
Ale ja w tym przedświątecznym amoku, postanowiłam wziąć głęboki oddech i po prostu z pewnych rzeczy zrezygnować, na rzecz… innych.
Nie dałam rady uczestniczyć we wszystkich świątecznych eventach i spotkaniach, nie umieściłam na blogu stu pomysłów z prezentami dla niej, dla niego, dla dzieci, do 20 zł, na ostatnią chwilę itd. Nie pojechałam nawet do lasu, żeby z choinkami i sztucznym śniegiem przygotować odjechaną sesję zdjęciową w balowych sukniach. Ale za to udało mi się spotkać z tyloma kochanymi osobami, pozałatwiać sprawy, dzięki którym jest mi lepiej i dlatego teraz szczerze mogę polecić wam moją „szczęśliwą listę”.
Oto moja krótka lista spraw, która mnie w tym roku uszczęśliwiła:
- wybrałam się na świąteczny jarmark z moją fotografką Karolą, poplotkowałyśmy i napiłyśmy się zimowej herbaty (opcjonalnie można też grzanego wina – niepotrzebne skreślić),
- zrobiłam kilka świątecznych paczek osobom, które je naprawdę potrzebują (bo dawanie jest lepsze niż branie, a przecież i tak wszystko do nas wróci – sprawdzony zasada),
- uczestniczyłam w jasełkach synka w przedszkolu (praca poczeka, a taka chwila pełna wzruszeń już niekoniecznie),
- upiekłam pierniczki z synkiem (wprawdzie nie wyszły tak idealne jak te, które oglądacie zazwyczaj na Instagramie, ale przecież nie w tym rzecz),
- obejrzałam kultowy film „To właśnie miłość” (znowu się wzruszyłam, za rok pewnie też obejrzę),
- słuchałam i słuchać będę świątecznego Michael’a Buble i jego płyty „Christmas” przy wieczornym demakijażu/kąpieli.
Niby to wszystko takie banalne, takie oczywiste, a jednak te drobne czynności wprawiły mnie w dobry nastrój. W tym roku celebruję ten czas z bliskimi mi osobami i tylko to tak naprawdę się dla mnie liczy.