Panuje przekonanie, że tylko w luksusowych ubraniach możemy wyglądać dobrze. Najlepiej niech będą to markowe ubrania od stóp do głów, wtedy pełnia szczęścia gwarantowana.
A to nieprawda. Zapewniam was, że wcale nie trzeba krzyczeć wielkim logotypem i prezentować się doskonale. Dzisiejsza stylizacja jest tego przykładem. Mam na sobie sweter w ulubionym kolorze, kupiony w małym, hiszpańskim butiku podczas przecen (chyba 12 euro), krótkie jeansowe szorty, które mają już za sobą kilka sezonów i wciąż świetnie się noszą oraz sandałki z Zary – raczej do zdjęć, przejścia z samochodu do kawiarni niż do biegania po mieście ;) Słomiany koszyk z second handu pożyczyłam od fotografki Karoli, bo idealnie wkomponował się w stylizację. Do tego zawieszka z Mango, odrobina makijażu, odświeżony kolor włosów i nogi muśnięte balsamem brązującym. Tak naprawdę tej stylizacji miało tu nie być, bo umówiłyśmy się z Karolą na późne śniadanie w Charlotte na pl. Grzybowskim (19 zł za koszyk pieczywa, marmoladę, czekoladę i kawę), ale to ona przekonała mnie, że warto się tak pokazać na blogu.