Nawet nie wiecie, ile wiadomości i telefonów odebrałam w sprawie moich wątpliwości, czy wysłać Marcela do żłobka, czy może poczekać do 3. roku życia. Żeby była pełna jasność – co telefon, to odmienna opinia!
Ostatni raz o moich wahaniach pisałam 8 miesięcy temu, wtedy chyba jeszcze nie byliśmy gotowi, ale gdy pod koniec września Marcel skończył 2 lata, postanowiłam ponownie spróbować. Widziałam, że nudzi mu się w domu, potrzebuje nowych bodźców i trochę więcej rozrywki wśród równieśników.
Postanowiłam, że sprawdzę drugi żłobek, który jest niedaleko domu (jakieś 5-7 minut samochodem), bo w pierwszym jakoś nie do końca „poczuliśmy chemię”. W nowym miejscu zaczęliśmy od zabaw na dworze po kilkadziesiąt minut. Z każdym kolejnym dniem zostawaliśmy nieco dłużej. W 4. dniu weszliśmy do środka. Co ciekawe, od razu pozwolono nam, aby okres adaptacji dziecka trwał tyle, ile uznamy za potrzebne, więc postanowiłam z tego przywileju skorzystać. Po kilku dniach prób, stwierdziłam, że jesteśmy gotowi na 2-godzinną rozłąkę. Być może innym mamom przychodziło to szybciej czy łatwiej, ale ja potrzebowałam tego czasu.
Kiedy pierwszy raz wyszłam ze żłobka i wsiadłam do samochodu to zaczęłam… płakać, bo widziałam Marcela w oknie na rękach opiekunki, jak za mną woła i płacze.
To było okropne uczucie. Te dwie godziny dłużyły mi się niemiłosiernie! W końcu kiedy wróciłam, zastałam Marcela nadal w objęciach jednej z opiekunek, która – co ciekawe – od początku wydawała mi się najbardziej surowa ze wszystkich pań. Synek oczywiście rzucił mi się w ramiona, a ja pomyślałam, że jestem wyrodną matką i nigdy więcej tu nie wrócimy!
Oczywiście w domu obdzwoniłam przyjaciółki i koleżanki, żeby się wyżalić, powiedziały, że to normalne i że mam iść za ciosem i spróbować kolejnego dnia. Więc naradziłam się jeszcze z mężem, babciami i zaryzykowałam. Marcel następnego dnia już w samochodzie czuł, że jedziemy w to samo miejsce i trochę marudził, a gdy tylko zaparkowałam przed żłobkiem, rozpłakał się na dobre. Siedzieliśmy tak dobre kilka minut, bo nie wiedziałam co mam zrobić.
W końcu weszliśmy do żłobka, Marcel zobaczył znajome twarze i… wcale nie przestał płakać. Powiedziałam, że muszę iść do pracy i że wrócę po niego, ale wcale go to nie uspokoiło. Znów łzy jak grochy i u niego, i u mnie. Porażka!
W trzecim dniu było już trochę lepiej, Marcel nie był może w genialnym humorze, ale też nie rozpaczał. Po dwóch kolejnych dniach przyszedł weekend i… pierwszy katar, kaszel i tydzień chorowania w domu. Niestety, po tygodniowej przerwie, niechęć do żłobka znów przybrała na sile, ale postanowiłam dalej próbować i… to był dobry pomysł, bo adaptacja przyszła nam już o wiele łatwiej.
Właśnie mija 5 miesięcy, odkąd Marcel zaczął chodzić do żłobka i widzę, że lubi to miejsce, czuje się tam swobodnie, a kiedy po niego przychodzę, wcale nie śpieszy się do wyjścia.
Zauważyłam, że zaczął wymawiać słowa, których wcześniej nigdy nie używał, np. bezbłędnie wymienia wszystkie imiona cioć – opiekunek lub nuci pod nosem piosenki, o których nie miałam pojęcia.
Potrafi na dłużej zająć się zabawką czy w spokoju obejrzeć książeczkę – wcześniej zajmowało mu to kilkanaście sekund, a potem rzucał je w kąt. Na początku adaptacji Marcel stał z boku, nie rozumiał zabaw, ani poleceń opiekunek (a może nie chciał rozumieć), wtulał się we mnie i nie chciał puścić, teraz uwielbia zabawy w żłobku i chętnie wchodzi w interakcje z innymi dziećmi.
Jest tylko jeden, ale bardzo konkretny minus – choróbska!
Dosyć często łapie infekcje i jesteśmy skazani na siedzenie w domu, na szczęście do tej pory nic wielkiego nam się nie przytrafiło, ale teoria wszystkich mam brzmi tak samo: dziecko musi się wychorować: albo w żłobku, albo w przedszkolu, albo w wieku szkolnym, a potem nabierze odporności i problem zniknie. Na razie odwiedzamy grotę solną, mam nadzieję, że pomoże i wzmocni odporność Marcela, zastanawiam się też nad tranem do picia, bo czystek który ja popijam, niestety mu nie smakuje.
Czy polecam innym mamom żłobek?
To jest naprawdę indywidualna sprawa. Każde dziecko to inna historia, ale zawsze warto spróbować i nie poddawać się od razu po trzech dniach. Ważne jest, aby znaleźć takie miejsce, kóre Wam – rodzicom się spodoba, ale i Waszym dzieciom – biorąc poprawkę na pierwsze kilka dni. Zwróćcie też uwagę, czy dany żłobek otrzymuje lub otrzyma dofinansowanie z Unii Europejskiej, bo czasem można znaleźć żłobek prywatny o połowę tańszy (o państwowym nawet nie wspominam, bo cuda rzadko się zdarzają). Do tej pory jestem zadowolona z mojej decyzji i mam nadzieję, że moje dziecko też będzie i nigdy mi nie wypomni, że musiało chodzić do żłobka ;)